Lepiej późno niż… jeszcze później

Od razu przyznam, że nigdy nie byłem fanem tego zespołu. Do momentu, w którym ich nowa płyta trafiła do mnie na czarnym krążku. A w zasadzie na dwóch.

LCD Soundsystem i ich „American Dream”. James Murphy, który wymyślił zespół ponad 15 lat temu, a przy okazji bawi się w wydawanie płyt innych artystów w wytwórni DFA Records (m.in. Hot Chip), wpadł na genialnie prosty pomysł. W 2011 roku zawiesił działalność grupy. Po trzech płytach LCD Soundsystem pan James się troszkę znudził. Wtedy pomyślałem, że już chyba nigdy się do nich nie przekonam. Oczywiście moja ignorancja w postaci nie przesłuchania ich żadnej płyty w całości temu nie pomagała. Na szczęście James postanowił reaktywować zespół i wydać nowy krążek.

Podobno nie wszystkim fanom się to spodobało, ale ja nie byłem fanem, takżeeee…

W każdym razie, odpaliłem czwarty album amerykańskiej trupy i wpadłem. Pomyślałem sobie, że to nowy pomysł na granie w stylu Talking Heads. To prawda, jest w tym albumie klimat sprzed lat. Dźwięki, które mam wrażenie już słyszałem. Ale kurde tak podane, że łykam je jak zimne piwko po kilkudniowej przerwie (no może dwudniowej).

A numer „Change Yr Mind” to mistrzowskie połączenie Davida Byrne’a z Depeche Mode.
Albo kolejny „How Do You Sleep?” – dziewięć minut szaleństwa! Cholera przypomina mi to jakiś genialny kawałek, ale nie pamiętam jaki, aaaa!

W zasadzie wszystko mi się tu podoba: wokale, zabawa elektroniką, rozbudowane numery, gitarki. Tak sobie myślę, że James słuchał też Joy Division i zapewne New Order oraz kilka innych brytyjskich kapel z lat 80. A do tego jest trochę klimatu wczesnego U2.

Nie ma tu przebojów, które mógłbym sobie śpiewać idąc posprzątać piwnicę, ale za każdym razem, kiedy odpalam ten album muszę przesłuchać go do końca. No to już o czymś świadczy!

Tak się też zastanawiam, jak to się dzieje, że takie albumu trafiają na szczyt (!) listy Billboard 200, a u nas pewnie sprzeda się w kilkudziesięciu, no może kilkuset egzemplarzach.

Okładka nie jest jakimś powalającym dziełem. Przyznaję. Za projekt odpowiada Michael Vadino, specjalista od mody. Ale już zdjęcia są eleganckie.

A na koniec ładne zdanie opisujące miłość pewnego internauty do Jamesa. No lepiej bym tego nie ujął: „James Murphy is like the therapist I always wanted, but could never find”.

Żeby tylko panowie przyjechali na klubowy koncert do Polski.